Autor: Karen Thompson Walker
Tytuł: Wiek cudów
Oryginalny tytuł: The Age of Miracles
Rok Wydania (świat): 2012r.
Rok Wydania (Polska): 2013, 2016r.
Wydawnictwo: Między słowami
Moja Ocena: 3.5/7
Ludzie od zawsze zastanawiali się nad tym, co przyniesie jutro. Czy tylko w kontekście kolejnych dni i miesięcy, czy może na przełomie wieków i w odniesieniu do całej ludzkości. Pojawiały się coraz to nowsze wizje przyszłości, dystopie i antyutopie, które często miały nawiązywać do kierunku w jakim rozwija się cywilizacja, albo przedstawić pesymistyczną wizję przyszłości, jaką wykreował autor. Czym jest więc Wiek cudów? To historia ludzi, którzy zmierzyli się z rzeczą niemożliwą, a która miała być rozważaniem autorki o tym, jak w obliczu takich wydarzeń zachowałaby się ludzkość.
Wydarzenia poznajemy z perspektywy nastolatki, która miała wieść miłe i przyjemne życie, kształcić się, a potem zrobić karierę i założyć rodzinę. I nagle dzieje się katastrofa i okazuje się, że Ziemia zaczyna zwalniać. Z dnia na dzień doba wydłuża się o kolejne minuty, potem godziny, dni i tygodnie. Co za tym idzie pojawiają się problemy z żywnością, nowe choroby i plagi, nowe problemy.
Autorka skupiła się na rozważaniach, jak te wydarzenia wpłynęłyby na ludzkość. Czy ludzie nadal kierowaliby się swoimi uczuciami i moralnością, czy to wszystko poszłoby w odstawkę. Czy w takim świecie byłaby szansa na miłość i bliskość drugiego człowieka? To tylko część pytań, które zadaje sobie i nam autorka. Nie wszystko jest jednak takie piękne jak się wydaje.
Opisywanie wydarzeń z perspektywy nastolatki, a w zasadzie jeszcze dziecka, sprawiło, że historia faktycznie jest bardziej niepokojąca, jednak w relacji Julii sporo mi brakowało. Historia była ciekawa, ale mnie nie poruszyła. Brakowało w niej emocji, jakiejś dawki grozy, która sprawiłaby, że czytelnik poczułby się w nią zaangażowany i miał poczucie, że sam mógłby się znaleźć na miejscu bohaterów. Tutaj tego nie ma. Miałam wręcz poczucie, że historia jest statyczna. Czytało mi się ją przyjemnie, ale to tyle.
"Wiek cudów" może doprowadzić niektórych do refleksji i rozważań nad podjętymi przez autorkę tematami, jednak w moim odczuciu cała historia nie była niczym specjalnym. Powiedziałabym raczej, że bliżej jej do przeciętnej. Nie chodzi mi o to, żeby bohaterka się całkowicie uzewnętrzniała, ale niekiedy lektura była nawet nie tyle męcząca, co nużąca. Autorka chciała nas zaciekawić i często nie dopowiadała istotnych elementów, po to, żeby nas nimi potem zaskoczyć, ale w moim odczuciu nie wyszło to korzystnie dla fabuły. Zresztą sama historia rozkręcała się naprawdę długo i akcja pojawiła się tak naprawdę gdzieś blisko połowy powieści. Do tej pory mam mieszane uczucia i nie jestem w stanie wam doradzić, czy warto po nią sięgnąć, czy wręcz przeciwnie.
Tytuł: Wiek cudów
Oryginalny tytuł: The Age of Miracles
Rok Wydania (świat): 2012r.
Rok Wydania (Polska): 2013, 2016r.
Wydawnictwo: Między słowami
Moja Ocena: 3.5/7
Ludzie od zawsze zastanawiali się nad tym, co przyniesie jutro. Czy tylko w kontekście kolejnych dni i miesięcy, czy może na przełomie wieków i w odniesieniu do całej ludzkości. Pojawiały się coraz to nowsze wizje przyszłości, dystopie i antyutopie, które często miały nawiązywać do kierunku w jakim rozwija się cywilizacja, albo przedstawić pesymistyczną wizję przyszłości, jaką wykreował autor. Czym jest więc Wiek cudów? To historia ludzi, którzy zmierzyli się z rzeczą niemożliwą, a która miała być rozważaniem autorki o tym, jak w obliczu takich wydarzeń zachowałaby się ludzkość.
Wydarzenia poznajemy z perspektywy nastolatki, która miała wieść miłe i przyjemne życie, kształcić się, a potem zrobić karierę i założyć rodzinę. I nagle dzieje się katastrofa i okazuje się, że Ziemia zaczyna zwalniać. Z dnia na dzień doba wydłuża się o kolejne minuty, potem godziny, dni i tygodnie. Co za tym idzie pojawiają się problemy z żywnością, nowe choroby i plagi, nowe problemy.
Autorka skupiła się na rozważaniach, jak te wydarzenia wpłynęłyby na ludzkość. Czy ludzie nadal kierowaliby się swoimi uczuciami i moralnością, czy to wszystko poszłoby w odstawkę. Czy w takim świecie byłaby szansa na miłość i bliskość drugiego człowieka? To tylko część pytań, które zadaje sobie i nam autorka. Nie wszystko jest jednak takie piękne jak się wydaje.
Opisywanie wydarzeń z perspektywy nastolatki, a w zasadzie jeszcze dziecka, sprawiło, że historia faktycznie jest bardziej niepokojąca, jednak w relacji Julii sporo mi brakowało. Historia była ciekawa, ale mnie nie poruszyła. Brakowało w niej emocji, jakiejś dawki grozy, która sprawiłaby, że czytelnik poczułby się w nią zaangażowany i miał poczucie, że sam mógłby się znaleźć na miejscu bohaterów. Tutaj tego nie ma. Miałam wręcz poczucie, że historia jest statyczna. Czytało mi się ją przyjemnie, ale to tyle.
"Wiek cudów" może doprowadzić niektórych do refleksji i rozważań nad podjętymi przez autorkę tematami, jednak w moim odczuciu cała historia nie była niczym specjalnym. Powiedziałabym raczej, że bliżej jej do przeciętnej. Nie chodzi mi o to, żeby bohaterka się całkowicie uzewnętrzniała, ale niekiedy lektura była nawet nie tyle męcząca, co nużąca. Autorka chciała nas zaciekawić i często nie dopowiadała istotnych elementów, po to, żeby nas nimi potem zaskoczyć, ale w moim odczuciu nie wyszło to korzystnie dla fabuły. Zresztą sama historia rozkręcała się naprawdę długo i akcja pojawiła się tak naprawdę gdzieś blisko połowy powieści. Do tej pory mam mieszane uczucia i nie jestem w stanie wam doradzić, czy warto po nią sięgnąć, czy wręcz przeciwnie.
Może być ciekawie;)
OdpowiedzUsuńNoo taki przeciętniaczek ;D Nie wygląda mi na nic szczególnego.
OdpowiedzUsuńdrewniany-most.blogspot.com
"Przeciętniaczek" <--- Trafiłaś w sedno ;)
UsuńW sumie to "z potencjałem, ale nie zachwyciła" :)
Nie lubię nużących i niezbyt dobrze dopracowanych książek. Jak widzę powyższa powieść jest bez szału.
OdpowiedzUsuńPomysł fajny, ale poza tym masz rację ;)
UsuńChociaż jest średnia, ja ją i tak mam zamiar przeczytać :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie daj znać, jak ją odebrałaś :)
UsuńSam pomysł wydaje się interesujący, szkoda, że zmarnowano taki potencjał na ciekawą fabułę. Wielka ŻALuzja, bo lubię takie dystopijne książki...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Książka jest raczej fantastyką postapokaliptyczną, daleko jej do dystopii :)
UsuńAle faktycznie szkoda, bo z takim pomysłem jeszcze się nie spotkałam i autorka miała duże pole do popisu...
Faktycznie, teraz, kiedy o tym wspomniałaś, Julia wydała mi się dość stoicka i pozbawiona emocji. Mnie jednak książka bardzo się podobała ze względu na pomysł.
OdpowiedzUsuńJasne, rozumiem. Pomysł był fajny :)
UsuńCzytałam pierwsze wydanie i też średnio przypadła mi do gustu. Faktycznie książka jest mocno statyczna - ma specyficzny klimat i niewiele się w niej dzieje. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńhouseofreaders.blogspot.com
Lubię specyficzne klimaty, ale w tym przypadku statyczność (w moim odczuciu) nie działała na jej korzyść.
UsuńFajnie, że mamy podobne odczucia :)
Szkoda, że książka nie do końca spełnia zamierzoną funkcję, bo prawdopodobnie własnie miała oddziaływać głównie na emocjach czytelnika, ale no cóż, nie każdy autor umie przekonująco pisać :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńksiazkowy-termit.blogspot.com
No teraz mój zapał do tego tytułu opadł trochę... Mam jednak nadzieję, że odbiorę ją bardziej przychylnie. ;)
OdpowiedzUsuńWyczekuję recenzji ;)
UsuńSkoro książka wypada przeciętnie i raczej nie jest to nic specjalnego, to raczej się nie skuszę. Poza tym, czekając aż do połowy powieści na rozwój akcji, mogłabym się nudzić ;)
OdpowiedzUsuńZastanowię się jeszcze :)
OdpowiedzUsuń